niedziela, 6 grudnia 2009

[Tl;Dr] Ogólnie o tolerancji

Mała rozkminka o "tolerancji". A w zasadzie to nie mała...


Uwaga! Ten tekst jest stanowczo za długi!
W trosce o czytelnika oznaczam go jako Tl;Dr, czyli Too long; Do not read.


Czytasz tylko na własną odpowiedzialność, no chyba, że potrzebujesz szybko zasnąć...




Tolerancja to termin pojawiający się coraz częściej w różnych debatach. Jedni krzyczą, że nietolerancja jest zła i nie można jej tolerować. Inni nietolerancyjnym nazywają przymuszanie ich do tolerowania jakichś rzeczy.

Żeby się nie wdawać w dyskusje z różnymi słownikowymi definicjami pojęcia "tolerancja", jak każdy porządny filozof podam swoje!

Po pierwsze, skąd wiadomo jakie zjawisko powinno się tolerować, a jakie nie?
Po drugie, czy oprócz tolerancji można do danego zjawiska podchodzi na inne sposoby?
Po trzecie, skąd się biorą nieporozumienia w stosunku do zagadnienia tolerancji i jak im zaradzić?

Wydaje mi się, że wszystko zależy od hierarchii wartości jaką człowiek posiada. Jest ona integralną częścią naszego światopoglądu. Dzięki tej hierarchii jesteśmy w stanie rozpoznawać to co dobre i to co złe oraz w zgodzie z tym kierować swoimi czynami. Często ta hierarchia nie jest uświadomiona. Czasami człowiek się nie zastanawia nad tym co potępić, a co pochwalić, tylko kieruje się wskazówkami wyniesionymi z wychowania, czy tradycji swojej grupy, to znaczy grupy ludzi o tym samym światopoglądzie.

To właśnie z hierarchią naszych wartości konsultujemy zjawisko, którego doświadczamy. Jak już zbadamy naturę zjawiska i porównamy z naszymi wartościami, to będziemy mogli je ocenić, a co za tym idzie dobrać nasze nastawienie do tego zjawiska.

Wydaje mi się, że jeśli napotkamy na naszej drodze coś, co jest w oczywisty sposób zbieżne z naszymi wartościami, będziemy skłonni to pochwalić, uznać za jakieś dobro i zaakceptować. Ktoś kto wysoko wartościuje pomoc bliźniemu będzie nastawiony pozytywnie do wolontariuszy, organizacji charytatywnych i syna sąsiadki, który robi zakupy dla babci Jadzi spod szesnastki.

Nazwijmy taką postawę "afirmacją" i uznajmy, że człowiek jest skłonny afirmować to co jego światopogląd ukazuje jako dobro.

Co jeśli napotkamy na swej drodze wydarzenie, na temat którego nasz światopogląd i hierarchia wartości się nie wypowiadają? Jeśli nie jest ono sprzeczne z naszymi wartościami, ani nie jest z nimi zbieżne, to jest najpewniej dla nas obojętne, neutralne. Można tutaj zaklasyfikować sprawy, które może już nie mieszczą się w naszym światopoglądzie, ale przynajmniej nie podważają jego hierarchii wartości. Przykładem może być ekstrawagancki ubiór, nietypowe zachowanie, czy postawy. Konkretnym przykładem może być czyjś wegetarianizm jeśli jest traktowany jako coś nietypowego, dziwacznego, ale w sumie nie zagrażającego osobie oceniającej. Ludzie, którzy nie mieszczą się w naszym światopoglądzie bywają uznawani za nieszkodliwych idiotów, dziwaków, buntowników itd, ale generalnie przechodzi się na wyróżniającymi ich cechami do porządku.

Taką postawę nazwijmy "tolerancją" i przyjmijmy, że człowiek jest w stanie tolerować to, co jest dla niego obce, ale nie jest sprzeczne z jego hierarchią wartości.

Trzeba jeszcze przyjrzeć się reakcji na coś co jawnie sprzeciwia się naszym wartościom. Temu, co nasz światopogląd każe nam ocenić jako zło albo temu, co zdaje się sugerować, że z naszym światopoglądem jest coś nie tak. Zakładam tutaj, że człowiek będzie się bronił (czasem bardzo agresywnie) przed atakami tych, którzy chcą podważyć założenia jego światopoglądu, na przykład zasadność przyjmowanej przez niego hierarchii wartości. Reakcja obronna będzie podejmowana w kontakcie ze zjawiskiem, które wykracza poza czyjś światopogląd i jest z tym światopoglądem jawnie sprzeczna. Jeśli ktoś wysoko wartościuje życie ludzkie, będzie zapewne sprzeciwiał się karze śmierci. Może też być przeciwnikiem aborcji i eutanazji. Jeśli ktoś za wysoką wartość uznaje życie w ogóle, może zostać wegetarianinem i nie zgadzać się na zabijanie zwierząt na futra.

Taką postawę nazwijmy "potępianiem" i uznajmy, że człowiek jest skłonny potępiać to, co jawnie sprzeciwia się założeniom jego światopoglądu.

Można więc zaproponować trzy sposoby podchodzenia do zjawiska: afirmujące, tolerujące oraz potępiające i powiedzieć, że wybór jednej z tych postaw zależy od naszej hierarchii wartości.

Ale światopoglądy i hierarchie są różne. Może się więc stać tak, że to samo zjawisko będzie przez jedną osobę afirmowane, przez drugą tolerowane, a przez trzecią ostro potępione! I kto ma rację?

Nie wiem czy ktoś może w ogóle mieć w takim sporze rację. Jak wspomniałem wyżej światopogląd jest zazwyczaj podzielany przez grupę ludzi. Spełnia on tu funkcję spoiwa łączącego osoby o podobnych poglądach, a zatem wyznacza tożsamość grupy. "My jesteśmy katolikami, hierarchię wartości czerpiemy z nauk Kościoła i wiemy co jest dobre, a co złe" - mówią jedni. "My jesteśmy liberałami, wartości czerpiemy z naszych teorii i też dobrze wiemy jak być powinno" - mogą powiedzieć inni. Światopogląd każdej grupy mówi jej członkom jak mają się zachowywać wobec siebie oraz wobec przedstawicieli innych grup. O ile w pierwszym wypadku trudno się bulwersować, tak w drugim może dojść do zgrzytów.

Dlaczego dochodzi do zgrzytów? Bo każdy zakłada, że jego światopogląd mówi prawdę o świecie, że jego hierarchia wartości jest najlepsza, a skoro tak, to wszyscy "inni" muszą się mylić! Dopóki swoje oceny kierujemy do siebie i do ludzi z podobną hierarchią wartości wszystko jest moim zdaniem w porządku. Mówiąc o grzechu do współwyznawcy mówi się zrozumiałym dla niego językiem. Kiedy jednak wyznawca mówi liberałowi, ze grzeszy musi to brzmieć w liberalnych uszach absurdalnie.

Zauważyć tu trzeba ciekawą zależność. Kiedy ja mówię, że teza X jest prawdziwa innej osobie, która też tak myśli, to się zgadzamy. Kiedy ktoś mi mówi, że to teza Y, a nie X jest prawdziwa, podważa prawdziwość mojego twierdzenia (najprostszy przykład: "Bóg jest" i "Boga nie ma"). Jeśli tylko jedna teza może być prawdziwa bo inaczej grozi nam sprzeczność, to ktoś z nas jest w błędzie. Nikt nie lubi być w błędzie. A już w ogóle jeśli się mu bezpośrednio wypomina, że błądzi. Ten kto mówi, że Boga nie ma nie zaprzecza jednej tylko tezie, ale podważa cały światopogląd oparty na tym założeniu.

Pół biedy jeśli chodzi o rzecz trywialną. Albo problem, który można zweryfikować na przykład naukowo. Ale co w przypadku ocen światopoglądowych i przyjmowania wspomnianych postaw? Jeden mówi, że X jest dobre i godne afirmacji, a drugi mówi, że X jest złe i godne potępienia. Kto ma rację? Czy w ogóle ktoś może mięć rację? Jak dowieść, że X jest na prawdę dobre? Ciężko rozprawiać o dobru nie napotykając prędzej czy później na problem subiektywizmu.

Oczywiście istnieja próby stworzenia uniwersalnej hierarchii wartości. Sporo ludzi zgadza się na przykład co do tego, że zabijanie innych jest czymś złym. Karta Praw Podstawowych była moim zdaniem próbą spisania pewnych intuicji, co do których większość mogłaby się zgadzać (a i tak nie wszystkie państwa ją ratyfikowały w całości). Żyjemy więc w świecie gdzie występuje duża różnorodność światopoglądów, a to rodzi pytanie o to, jak sobie z tym pluralizmem poradzić w sytuacjach konikowych.

Wydaje mi się, że sporo z tych sytuacji jest do uniknięcia jeśli zastosować się do ludowej maksymy "nie mierz wszystkich swoja miarą". Polegałoby to na stopniowym poszerzaniu zakresu tolerancji im dalej od siebie. W stosunku do samych siebie możemy być mało tolerancyjni. W końcu jeśli rozumiemy naszą hierarchię wartości to raczej zawsze będziemy w stanie uwiadomić sobie kiedy powinniśmy mieć wyrzuty sumienia a kiedy nie.

W stosunku do naszej grupy światopoglądowej możemy pójść na ustępstwa. Każdy w końcu interpretuje nakazy i zakazy po swojemu. Wierzący katolik może wywnioskować, że z przykazania nie zabijaj wynika iż nie może on palić, ale musi uznać, że inni mogli nie dojść do tego samego wniosku. Z resztą i tak też są katolikami i zachowują się bardzo podobnie, więc nie powinno być problemu. Tu już powiększa się zakres tolerancji i to co u siebie jesteśmy skłonni potępić możemy tolerować u innych z naszej grupy.

W kontaktach z innymi grupami musimy już stosunkowo mocniej ograniczyć spektrum potępiania na rzecz tolerancji. Musimy chyba uznać, że inni opierają swoje hierarchię wartości na innych założeniach i tłumaczenie im, że coś jest złe mija się z celem. Myślę, że w sytuacji w której obie grupy są w stanie skupić się na sobie swoje kryteria dobra i zła, a na zewnątrz wychodzić z dużym marginesem tolerancji można uniknąć wielu konfliktów, gdzie jeden czuje się urażony, że ktoś go potępia za coś, co wydaje mu się całkiem dobre.

Oczywiście nadal w skrajnych przypadkach będzie dochodziło do konfliktów, bo ludziom trudno będzie tolerować skrajne zło. Myślę jednak, że uświadomienie sobie, że nasze kryteria dobra/zła mają służyć przede wszystkim nam, a nie wszystkim może nieco usprawnić współżycie w zróżnicowanym środowisku społecznym.

1 komentarz:

  1. Polecam najnowszy felieton Corvino - na podobny temat: http://www.365gay.com/opinion/corvino-who-should-we-call-a-bigot/

    OdpowiedzUsuń